Studia dzienne czy stacjonarne?

W pewnym momencie w Polsce liczba studiującej młodzieży była ogromna – większość wybierała drogę kształcenia zamiast podejmowania pracy zaraz po ukończeniu szkoły ponadgimnazjalnej, z nadzieją na znalezienie lepszej pracy – przede wszystkim liczono na pracę dobrze płatną i zgodną ze swoimi zainteresowaniami.


Rzeczywistość pokazuje jednak, że to podejście ulega zmianom


Przyszli studenci widzą co dzieje się z absolwentami wyższych uczelni, że praca po studiach nie jest prosta do znalezienia i rezygnują z wyższego wykształcenia na rzecz zatrudnienia, bądź decydują się na opcję pół na pół, czyli studiują zaocznie i pracują jednocześnie. Widzą, że dyplom znacznie stracił na wartości, a więc opcja studiów i pracy bądź tylko pracy daje im większe możliwości – jeśli mają szczęście, zdobywają doświadczenie w interesującym ich fachu bądź branży i są w stanie zarobić chociaż na swoje najważniejsze potrzeby.

Zestawiając ze sobą studia dzienne i stacjonarne nasuwa się tylko jeden, niezbyt pozytywny wniosek – studenci zaoczni pracują, tymczasem studenci dzienni po zakończeniu studiów czekają na pracę rejestrując się na bezrobociu.


„Rok akademicki 2013/2014 będzie kolejnym rekordowym pod względem spadku liczby studentów zaocznych i wieczorowych. W roku 2011/2012 było ich zaledwie 799 tys. (najnowsze dostępne dane). Dla porównania w tłustych latach 2004/2005 i 2009/2010 było ich odpowiednio 980 i 977 tys.”

To spore zagrożenie dla Uczelni Wyższych, które są wspierane przez pieniądze płynące z kieszeni studentów zaocznych. Jeśli liczba  tych studentów się zmniejszy, zmniejszy się również szansa na kontynuację pewnych kierunków, niekiedy może mieć to wpływ również na studentów stacjonarnych.


Co ciekawe, okazuje się, że studia zaoczne wcale nie muszą być droższe niż stacjonarne.

Zjazdy, które odbywają się dwa razy w miesiącu nierzadko nie przekraczają kwoty, jaką trzeba zapłacić za utrzymanie  studenta stacjonarnego, który zazwyczaj mieszka w mieście w jakim studiuje, wybywając na kilka lat z domu rodzinnego.


Na szczęście przed nami wyż...


Oto zbliżają się wielkimi krokami roczniki baby boomu dziesiejszych czterdziestolatków, dzieci roczników 1996, 1997, 1998. Pokolenie osób, które budowaly nową rynkową rzeczywistość, dzieci wychowane przez rodziców zaczynających kariery zawodowe dla zagranicznych firm, które zakładały wtedy, w latach 90-tych swoje oddziały w Polsce.

Rodzice "baby boom-u" bez strachu zakładali rodziny, majac perspektywiczną i dobrze opłacaną pracę w korporacji.  Czy przekonają swoje dzieci, że studia są wartością, w oparciu o którą buduje się karierę ? Oni tak zaczynali. Lecz nie składajmy na ich barki całego ciężaru. Wiele zależy od sposobu dotarcia z informacją do kandydatów młodego pokolenia dzieci informatycznego rozkwitu. Owe pokolenie "baby boom" to dzieci nie rozstające się ze smartfonami, korzystające w sposób naturalny z zasobów internetu, które mówią o sobie:

"- Nie korzystam z internetu, ja w nim poprostu żyję - mówi dla Informatora Szkolnego Kacper rocznik 97 - dla mnie jest to tak normalne jak dla moich rodziców telewizja. Jeśli potrzebuję jakiejś informacji, wiem, że jest to w internecie. Nie rozstaję sie ze swoim smartfonem, jest on dla mnie komunikatorem ze światem zewnętrznym. Czytanie gazet ? Kto ma na to czas ..." - pyta retorycznie.


No cóż, już Lem pisał o zjawisku "wykluczenia informatycznego", na szczęście ono nie dotyczy młodych roczników.

Jak w sposob atrakcyjny dotrzeć do młodego pokolenia dzieci internetu ? O tym w kolejnych artykułach...

 



Źródło: własne i forsal.pl

 

więcej artykułów..
ten artykuł był czytany 2081 razy.