„Rankingi uczelni mierzą próżność władz...”

Kij w mrowisko wbija doktor Marek Zimnak, prezes PRom, stowarzyszenia PR i promocji wyższych uczelni. Czekamy na Wasze opinie.

InformatorSzkolny.com (IS): Idea powołania stowarzyszenia piarowców i marketingowców uczelnianych, czyli ludzi, którzy odpowiadają za przekonanie kandydata, aby przyszedł studiować na tej jednej, konkretnej uczelni, nie zaś na innej, brzmi trochę jak pomysł zrzeszenia się jastrzębi w związek zawodowy. Wydaje się, że mało macie interesów wspólnych a wiele sprzecznych. PRom jednak działa.

Doktor Marek Zimnak: Konkurujemy ze sobą. Nie zmienią tego ani złe, ani dobre relacje między nami. To może jednak wybrać te dobre?

Chcąc być coraz lepsi zawodowo, musimy się wzajemnie od siebie uczyć; wspierać się, dokształcać, budować pozycję na uczelni. Tylko sami możemy sobie pomóc, bo ci, którzy gotowi są nas szkolić na rozmaitych zewnętrznych kursach nie mają w istocie pojęcia o tym, czego potrzebujemy. To wiemy tylko my.

IS: Co wiecie?

Do tej nowej branży – piarowców czy (głównie w niepublicznych uczelniach) marketingowców – trafiło do tej pory w mojej ocenie od dwóch i pół do trzech tysięcy osób. Przyszli z różnych kierunków: głównie z dziennikarstwa, ale także z marketingu czy publishingu. Każdy zna co innego, nikt nie zna wszystkiego. Niektórzy dotarli do tego zawodu w wyniku awansu wewnątrz uczelni, inni – po ukończeniu specjalistycznych studiów. Jedni są lepsi w media relations, inni w internecie, jeszcze inni w składaniu ulotek, plakatów, bilboardów, informatorów. Ktoś się lepiej czuje stojąc na stoisku targów edukacyjnych, a ktoś na posiedzeniach senatu czy wyłącznie przed monitorem. Możemy się od siebie bardzo wiele nauczyć.

Najwartościowszą częścią naszych konferencji nie jest tych kilka wykładów ex cathedra, choćby najmądrzejszych. Najcenniejsze są warsztaty, gdzie były dziennikarz, a obecnie nasz kolega, trenuje nas z media relations, były wydawca mówi o fontach, paserach i przewagach ofsetu, a kolega informatyk pokazuje, jak najlepiej zarządzać uczelnianą stroną. Właśnie takiej wymianie doświadczeń, wspieraniu się wzajemnie w rozwoju, służy PRom.

Poza konferencjami funkcjonuje też zamknięta grupa dyskusyjna rzecznicy@googlegroups.com, stanowiąca bezpośrednią siłę pomocową, interwencyjną i poradniczą. Gorąco na niej niezwykle, bo lubimy się, chcemy sobie pomagać, szanujemy się, i znamy własne problemy.

IS: A z czego się utrzymujecie? Roczna składka to tylko czterdzieści złotych. Trudno sobie wyobrazić działalność na wielką skalę przy takim budżecie.

Składka jest symboliczna i taka ma pozostać, stanowi jedynie deklarację woli przynależności. Konferencje bilansują się same, bo rektorzy wysyłając swojego rzecznika czy szefa promocji na konferencję opłacają koszty delegacji, noclegi, opłatę za posiłki i prelegentów (tych płatnych, zewnętrznych, ponieważ nasi członkowie nie pobierają wynagrodzenia za wykłady). Do poszczególnych konferencji dopraszamy (a raczej sami się zgłaszają) ci, którzy – mówię to pół żartem – żerują na zdrowym ciele wyższej edukacji czyli firmy produkujące rozmaite informatory w papierze, w sieci, gadżety, rozwiązania internetowe itp. Oni wzmacniają nasz budzet konferencyjny.

IS: Czego żądają od Was władze uczelni?

Skala zadań i oczekiwań od naszych zespołów jest gigantyczna. Jeśli przychodzi na uczelnię mało kandydatów, to winą obarcza się nas, a nie dyskusyjny poziom edukacji i badań oraz znany w mieście lekceważący stosunek do studenta.

IS: A czy Wasze działania są skuteczne? Jak się promuje wyższą uczelnię? Pewnie są jakieś krajowe i światowe standardy w tym zakresie.

Wszyscy poszukujemy. Wielu na przykład uwierzyło w media społecznościowe. Osobiście wolę wierzyć w porządną dydaktykę, niezłe badania i tradycję uczelni. Irytuje mnie podejście jak do towaru, choć nie jestem w stanie tego uniknąć.Sytuacja na uczelniach europejskich jest dokładnie taka sama, co jestem w stanie stwierdzić, będąc nie tylko corocznych uczestnikiem konferencji EUPRIO ale również zasiadając w jego Steering Committee jako przedstawiciel Polski.

IS: Istotną rolę wydają się odgrywac rankingi uczelni wyższych...

Podzielę się moją prywatną opinią na ten temat. Porządny ranking u nas w kraju jest nie do zrobienia. Nie robi go żadna niezależna finansowo agencja tylko media, które wyniki rankingu otaczają dziesiątkami reklam uczelni. Owi organizatorzy liczą kadrę naukową, zamiast pytać o jej jakość. Nie pytają - i słusznie, bo nie ma o co pytać. Jeśli przetrzeć zarękawkiem okno w gabinecie rektora, to na podwórku kampusu noblistów jak nie widać, tak nie widać. Co zatem mierzą owe rankingi? Generalnie mierzą próżność władz. Tak skomplikowana rzeczywistość nie da się porządnie zmierzyć i wyważyć. Próbowaliśmy dwa lata temu zrobić porządny ranking wspólnie z Agorą, ale ponieśliśmy porażkę. Jej główna przyczyna to brak pieniędzy na naprawdę porządną metodologię, która musi mnóstwo kosztować, a i tak nie uchroni nas przed błędami i rozmaitymi interpretacjami.

IS: Rynek się zagęszcza. Ograniczenia liczby miejsc pracy dla pracowników naukowo-dydaktycznych, niż demograficzny, ostra konkurencja. Czy uczelnie skoczą sobie do gardeł?

Na razie skakania do gardeł unikniemy, jako że rynek jest wyraźnie spolaryzowany – uczelnie publiczne, a zatem bezpłatne, są - z tego właśnie powodu - uczelniami pierwszego wyboru. Padać zaczną słabe niepubliczne, potem te mocniejsze, a potem (śmiech) przyjdzie wyż. Konflikty interesów pojawiają się i próbujemy reagować na nie wewnętrznymi rozmowami i naciskami – czasem skutecznie.

Rozmawiał Antek Keller

Rozmową z doktorem Markiem Zimnakiem rozpoczynamy dyskusję o formach promocji i oceny uczelni wyższych. Zapraszamy do zabierania głosu uczelnianych specjalistów od PR i marketingu, twórców rankingów uczelni, wykładowców i tych, których temat dotyczy bezpośrednio – studentów i kandydatów na studia.

więcej artykułów..
ten artykuł był czytany 2571 razy.